M.

Czternastego grudnia. Ja – jak zwykle, z kubkiem kawy w zasięgu ręki. Wczoraj piłem zieloną herbatę. Podobno też ma kofeinę. Trochę kopie, ale nie tak, jakbym chciał.
Naprzeciwko mnie jest kartka z Worda, na niej tytuł, zapisany czcionką Haiku's Script, rozmiar 36. Kursor znika i pojawia się, i tak cały czas od tych przeklętych siedemdziesięciu dwóch godzin.
Myślę.
To dość zaskakujące, że umiem myśleć, prawda? M. by nie uwierzyła. Rzuciłaby jakimś idiotycznym tekstem typu: „przestań, jesteś mężczyzną, to wygląda dziwnie” i odeszła ze zdegustowanym wyrazem twarzy. Ale wiem, że lubiła moją twórczość. Chciała, bym wydał „Wezuwiusza”.
Minimalizuję okno programu i spoglądam na pulpit, by umożliwić swojej masochistycznej części umysłu dostęp do uciech; wprost na mnie patrzy ponętna szatynka o dużych, brązowych oczach w kształcie migdałów. Krótkie włosy przykryła beżową chustą, której końce przytrzymuje bladą dłonią. To na wakacjach w Indiach. Później zgubiła tę apaszkę, gdy spacerowaliśmy po Nowym Delhi. Kupiłem jej nową, na bazarze niedaleko hotelu, taką w orientalne wzroki.
Jej rozbrajający uśmiech – M. ma dołeczki w policzkach i drobne zmarszczki w kącikach oczu – teraz doprowadza mnie do szału. Jakaś niewidzialna pięść zaciska mi się na gardle i dusi, ściska…
Trzask!
Ze złością zamykam laptopa i gwałtownie wstaję z fotela. Stoję teraz na miękkim, puszystym dywanie; jego włosy łaskoczą mnie w bose stopy. Kręcę się jak lew w klatce, od okna do drzwi wejściowych, skręcam, robię kółko wokół kanapy i od nowa, od okna do drzwi wejściowych w prostej linii, potem skręcam.
Stop.
Telefon wibruje mi w tylnej kieszeni spodni. Wyciągam go niechętnie i obdarzam przelotnym wzrokiem ekran; B. napisał SMSa.
„Przykro mi, stary”.
Gdzieś mam twoje współczucie.
Zostawiam wiadomość bez odpowiedzi i rzucam komórkę na kanapę.
Kręcę się jeszcze kilka minut, aż w końcu, pod natchnieniem chwili, znowu zapadam się w fotelu; czuję specyficzną fakturę skóry, obicia mojego siedziska. Koniuszki palców mnie pieką, gdy kilka razy z rzędu głaszczę materiał.
Niepewnie otwieram laptopa, unikając wzroku M., i tak samo niepewnie kasuję, literka po literce, tytuł opowiadania.
„Egoistka” – piszę, ale zaraz się wycofuję.
„Żona” – też nie. Suche.
Moje ręce zawisły nad klawiaturą, jakbym przygotowywał się co najmniej do zagrania jakiegoś utworu Beethovena. Beethoven!, olśniło mnie. Dla…
Chociaż mam pomysł, nie zapisuję go.
Po chwili moje palce wstukują tylko jedną, jedyną literkę: „M.”.
Zadowolony z efektu ciągnę łyk kawy – już zimnej, okropnie smakuje – i zaczynam pisać:
„Czternastego grudnia. Ja – jak zwykle, z kubkiem kawy…”.       

Opublikowane wcześniej na Mirielu i forum SF. Ćwiczenie: opisywanie uczuć.

8 komentarzy :

  1. Podoba mi się to zapętlenie tekstu, ale mam nadzieję, że jest częścią jakiejś większej całości, bo jest kompletnie wyrwany z kontekstu i nie ma opcji, żeby się chociażby czegoś domyślić. Chyba że to miał być taki zabieg służący podsyceniu ciekawości czy wprowadzeniu tajemnicy. Moim zdaniem średnio wyszedł. I trochę zabrakło mi w tekście emocji.
    "Po chwili moje palce wstukują tylko jedną, jedyną literkę: „M.”." - niby wstukał jedną literkę, ale kropkę też musiał wstukać, więc tak naprawdę przycisnął dwa klawisze, bo dwa znaki. I cały misterny plan jednej jedynej literki bierze w łeb, bo ta kropka od razu mi zburzyła nastrój.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za opinię. ;)
      Może i masz rację. Jak na ćwiczenie w opisywaniu emocji, jest ich tutaj dość mało.
      Tekst jest do interpretacji, raczej nie będzie kontynuowany; wydaje mi się, że zostawiłam dość wskazówek, by nakierować Czytelnika na odpowiedni tor - potem od niego zależy, czy pojedzie tym torem, czy zboczy z kursu.
      A z tą kropką to zauważyłam, ale... cóż. Cóż. xD Nie mam usprawiedliwienia, idę się zamknąć w żelaznej dziewicy.

      Usuń
  2. Zapętlenie tekstu to niesamowity pomysł, chylę czoła! Bardzo zastanawia mnie jego relacja z żoną. Myślę, że radzi tu sobie ze stratą żony, jest wściekły, że zostawiła go samego, ale chce spełnić jej powiedzmy to marzenia, żeby napisał książkę. Generalnie dużo negatywnych emocji i wspomnień z nią związanych, ale myślę, że mimo to ją kocha - albo właśnie dlatego, że ją kocha tak reaguje na jej nieobecność.
    Podobało mi się :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję i cieszę się, że podzieliłaś się ze mną swoimi przemyśleniami na temat tekstu! ^^

      Usuń
  3. Znalazłam się tu przypadkiem, ale skoro już jestem to chętnie pomogę.
    Po pierwsze, pięść nie może zacisnąć się na gardle, ręka zdecydowanie, ale nie pięść. Jakim sposobem? To zamknięta dłoń.
    Po drugie, choroba każdego początkującego twórcy - nadzaimkoza.
    Jeśli usuniesz parę zaimków, tekst będzie czytało się płynniej i zdecydowanie nie straci on na wartości. Kiedy piszesz "czuję specyficzną fakturę skóry, obicia mojego siedziska", to brzmi to dziwnie, głupio i pompatycznie. Piszesz o siadaniu na fotel i po średniku opisujesz dotyk skóry, tak? A następnie dopisujesz "obicia mojego siedziska". Po co ? Twój czytelnik prawdopodobnie nie jest idiotą, a sam układ zdania wskazuje na ten fotel, a nie na sofę z mieszkania twojej ciotki. I psuje to efekt i brzmi pompatycznie, sztucznie. Za to wyjaśnień zabrakło przy akapicie numer trzy. To brzmi jakby M. uważała, że mężczyzna może się mianować prawdziwym, gdy nie myśli. To dziwne, więc idąc dalej nagle coś o twórczości wyrwanej z kontekstu. Po przeczytaniu zdaje się to być bezsensowne, ale autor pewnie wie o co chodzi, niestety dla czytelnika to takie bajdurzenie dla bajdurzenia.
    Idąc dalej w las, tym więcej drzew. Nurtuje mnie twoje wstawianie średników w każdy zakamarek. Za dużo ich, po prostu. Wiem, że to wygląda ładnie i profesjonalnie, ale są niepotrzebne.
    Co do samego opowiadania, to oczywiście zapętlenie to fajny pomysł, one shot to idealna forma na to, chociaż ten jest dosyć krótki, sam w sobie. W końcu co do samego opisywania uczuć, to ćwicz. Brakuje tu dynamiki, kiedy on łazi w kółko, to ja czytam opis planszy do chińczyka. Dynamika, dynamika, dynamika. On nerwowo chodzi w kółku, idzie od tej kanapy zakręca i znowu to samo. Zapętlił się, nie wie co ze sobą zrobić, aż tu wiadomość od kumpla. Na cholerę mu to jego współczucie, jak nie może się poskładać do kupy. Opada na fotelu, zaczynają go piec palce, to przez nerwowe przecieranie oparcia. W końcu zrezygnowany otwiera laptopa, ucieka wzrokiem od widoku ukochanej i otwiera worda z nadzieją, że może uda mu się jednak coś sklecić. I coś w tym jest, bo wpisał jedną literkę, po czym następuje ten początek.
    Tego brakuje. Musisz współodczuwać razem z bohaterem. Przeczytaj swój tekst i spróbuj odczuć zdenerwowania, albo przeczytać go szybko, jakbyś faktycznie miała mętlik w głowie. No nie da się.
    Sam pomysł jest dobry, wykonanie spartolone. Myślę, że dopiero zaczynasz, więc to pewnie dlatego.
    Otwórz książki, których wykonawca odwalił kawał dobrej roboty i spróbuj przeczytać urywek z opisem emocji, a następnie spróbuj opisać tę samą emocję.
    PS Akapity uciekły, ale myślę, że sobie poradzisz.
    Pisz dalej i się nie zrażaj. To rady na przyszłość.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akapity? Ja je widzę, nie są też rozjechane i wydaje mi się, że są w odpowiednich miejscach.
      Och, dynamika to moja prawdziwa zmora. :p Również dlatego wykonuję takie ćwiczenia - wiem, że do miana "dobrej autorki" jeszcze wiele mi brakuje. Dziękuję więc za rady (dlaczego miałabym się zrażać, to jeszcze bardziej motywuje!) i postaram się do nich zastosować. :D

      Usuń
  4. Jej, zakochałam się w tym fragmencie i niewątpliwie będę tutaj jeszcze powracać. Na pierwszy rzut oka nie widać błędów,a z każdego pojedyńczego zdania wydostaje się tak wiele emocji, że aż dostałam gęsiej skórki. Niesamowite

    OdpowiedzUsuń